Od rana pedałujemy na rowerach. Dzięki wskazówkom Witka (Polaka, który od wielu lat podróżuje po Azji, poznanego na dworcu w Bagan) udaje się nam nie przepłacić.
Okolica jest wymarzona na przejażdżkę. Kilka kilometrów po asfalcie, a potem piaszczystymi ścieżkami, przez laki, pomiędzy niezliczona ilością pagód. Jest ich tak dużo i sa tak okazale, ze nie jesteśmy w stanie obejrzeć dokładnie wszystkich. Na wiele z nich można się wspiąć, a widok z góry zapiera dech w piersiach.
Az do wieczora kręcimy się po okolicy, a tuz przed zachodem słońca wspinamy się na jedna z pagód aby obejrzeć kolorowe niebo. Niestety nie tylko my wpadliśmy na ten pomysł. Pagodę, razem z nami obsiadły dziesiątki turystów.
Następnego dnia powtarzamy rowerowy wypad, zmieniamy tylko ścieżki. Przyda nam się trochę ruchu przed podrożą na południe. O 17 rozpoczynamy kolejna podroż, tym razem do Mawlamine. Z powodu tragicznego stanu tutejszych dróg i pojazdów, pokonanie nawet krótkich dystansów trwa wieki i jest bardzo męczące.
Wszyscy jednogłośnie stwierdzamy, ze Bagan jest niesamowite i warto zapłacić po 10 doalrow za wjazd na teren "gminy". Mozna także kupić tu niepowtarzalne pamiątki, w 100% wyrabiane ręcznie, często w wielopokoleniowych warsztatach, co nie trudno podejrzeć. Przeróżne bambusowe naczynia i pudełeczka, obrazki malowane piaskiem, rzeźbione posążki, , ręcznie tkane longyi i mnóstwo innych cudów. Gdybyśmy mieli dodatkowo po 260 dolców, moglibyśmy wznieść się balonem nad Starym Bagan i z góry podziwiać wszystkie pagody, rozmieszczone na przestrzeni 40 km2. Zal wyjeżdżać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz