piątek, 18 listopada 2011

Mawlamyine dzien 2

Od rana potworny upal, ale mimo to ruszamy na zwiedzanie okolicy. Na szczęście nasz Breez znajduje się tuz nad rzeka, idziemy wiec nad woda, rozglądając się jednocześnie za lodka, która podwiezie nas na Schampo Island (nazwa pochodzi od jednego z królewskich obrzędów, związanego z myciem głowy). Wysepka jest bardzo mała i bardzo blisko brzegu, także udaje się nam tam dostać bez problemu. Jest ona jednocześnie świątynią i klasztorem dla tutejszych mnichów. Jak to bywało do tej pory we wszystkich świątyniach, tak i tutaj musimy zdjąć buty przed wejściem, wiec wyspę zwiedzamy na bosaka.

W ciągu dnia wcinamy owoce na tarasie naszego guesthouse'e, bo jednak jest zbyt gorąco, żeby się ruszać. Ja dzisiaj poległam zupełnie. Leze w naszym pokoiku, pod wiatrakiem, który kreci się jak szalony i wegetuje (no,końca może nie do końca, bo trochę którego jednocześnie czytam trochę na temat birmańskiej historii). Antek, Inga i Konrad wybrali się na zwiedzanie miasta i pagody na wzgórzu, w skutek czego wrócili spieczeni jak raczki:-)

Po zachodzie słońca wybieramy się do "centrum". Dzisiaj wielka feta związana z obdarowywaniem mnichów nowymi szatami i prezentami. Wzdłuż głównej ulicy pojawiło się sporo kramów ze słodyczami, loteryjkami i innymi grami, a także scena.Zostajemy, żeby zobaczyć przedstawienie. Laczy ono w sobie Bollywood, szkolna akademie, muzykę disco i ludowe wycie trąbek i cymbałów, które przypomina dźwięki wydawane przez kota obdzieranego ze skory (tak przynajmniej sobie to wyobrażam). Wszystko jest mocno niedopracowane, niezgrane i chaotyczne. Aktorzy gubią kroki i zza kulis pokazują na nas palcami. Jest za to głośno, wesoło i kolorowo. Widocznie tak właśnie ma być, bo widzowie w okol nas wyglądają na bardzo zadowolonych.

Ciekawostki: właściciel naszego guesthouse'u, pobożny Chińczyk, którego nazwaliśmy Żółwiem, przy każdej okazji zasypuje nas religijnymi opowieściami. Pokazał nam nawet zdjęcia dokumentujące cud, jak miał miejsce niedawno w mawlamine. Otóż na niebie, nad główną pagoda, podczas pełni księżyca pojawiła się świetlna karoca w której zasiadał Budda. Zdjęcie rzeczywiście pokazywało dach pagody i świetlistą plamę na niebie. Nie chcieliśmy go uświadamiać, ze taki efekt można uzyskać za pomocą najprostszego aparatu cyfrowego…

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawie się to czyta, zaczęłam wczoraj i chyba dzisiaj wszystko skończę, bo jestem żądna dalszych opowieści;-) Żałuję tylko, że jest tak mało zdjęć, ale rozumiem, że ciężko siedzieć w kafejce internetowej pół dnia, skoro tyle ciekawych rzeczy jest dookoła;-) Ciekawi mnie co to znaczy guesthouse, czy jest to rodzaj motelu, czy hotelu? Czy jest to miejsce tylko dla europejczyków do spania? wyobrażam sobie to jako taki nasz pensjonat, czy wynajmowane pokoje, ale nie wiem czy dobrze myślę;-)
    Trzymam kciuki i czekam na nowe posty;-)

    OdpowiedzUsuń