poniedziałek, 28 listopada 2011

Chaunghta Beach dzien 6 i 7

27.11.11.
Lenistwo, lenistwo i jeszcze raz lenistwo. Lezakujemy, wcinamy krewetki i ryby na patykach, sprzedawane na plazy przez dziewczyny z wielkimi koszami na glowach. Melodia, jaka wyspiewuja zachecajac do kupna ich towarow utkwi mi w glowie na dlugo.
Grupka Hindusek prosi nas o wspolne zdjecie. Przez nastepne 10 minut pozujemy z przyklejonymi usmiechami, a kazda z dziewczyn chce miec z nami osobna fotke. Ciezko byc gwiazda/ malpka w zoo:-)

28.11.11.
Ostatni dzien na rajskiej plazy i jeden z ostatnich w Birmie.
Ciekawe czy jeszcze kiedys bede miala okazje zjesc na sniadanie rybna mohinke? Ciekawe czy wroce tu kiedys aby sprawdzic, czy kobiety nadal nosza na swoich glowach kosze z jedzeniem, kamieniami, praniem? Ciekawe jak dlugo jeszcze drogi beda budowane z recznie lupanych kamieni? Ciekawe kiedy ci ludzie zacznadostrzegac w jak wielkim brudzie zyja, jak ogromne sterty smieci ich otaczaja i czy cos z tym zrobia? Ciekawe kiedy zrozumieja, co oznaczaja uwielbiane przez nich swastyki, nosozne na koszulkach, naklejane na motorach?
Czy za 10 lat beda mieszkali w chatkach z palmowych lisci? Czy ci biedni ludzie beda nadal tak zyczliwi i usmiechnieci kiedy zaleje ich fala turystow z zachodu? 
Chcialabym kiedys to sprawdzic, a im zycze, aby nie zatracili sowjej autentycznosci, ktora sprawia, ze ten kraj wydaje sie tak niezwykly, choc czesto brudny i biedny.

To chyba dzisiejszy wypad  na pobliska wyspe  skierowal moje mysli w takim sentymentalnym kierunku. Widzielismy rybacka wioske, gdzie przed kazda chata, na babusowych rusztowaniach suszyly sie ryby, w blotku taplaly sie wlochate swinki, a kobiety plotly rybackie sieci. Zycie w takich miejscach jest w 100% uzaleznione od natury i wszyscy sie temu podporzadkowuja. Mysle, ze sa szczesliwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz