Kolejny dzień i kolejna dawka wrazen i odczuć, na szczescie tym razem pozytywnych!
Cały dzień spedzilismy wloczac się po mieście. Poszczescilo sie nam trochę, ponieważ wlasnie dzisiaj Tajowie obchodzą jakieś ważne swieto (nie udało się nam dowiedzieć jakie) i wiele muzeów i swiatyn jest dostępna bezpłatnie. Przez miasto przelewają się tlumy ludzi, zarówno turystów, jak i pielgrzymów. Jest glosno, kolorowo i nie europejsko, a o to w koncu chodzi!
Jednak najbardziej mnie urzekają male waskie uliczki, mniej zatloczone, bo nic nadzwyczajnego na nich nie ma, ale autentyczne. Spacer taka uliczka mozna porownac do spaceru przez srodek czyjegoś domu. Zdecydowana wiekszosc budynków w takich miejscach, zamiast frontowej ściany na parterze ma cos w stylu odsuwanych do gory drzwi garażowych, które chyba zadko bywają zamykane. Umożliwia to obserwowanie wnętrz domów i zycia tam plynacego, co jest jedna z moich ulubionych metod poznawania nowych miejsc.
Na jednej z takich uliczek, w okolicach rzeki znajdujemy bardzo tani i bardzo klimatyczny Guesthouse. Jeśli zatrzymamy się ponownie w BKK, będzie to tutaj- 270 BTH za dobe/ 2 os.)
Wracając do zwiedzania... Uparlismy sie, ze bedziemy robic to na wlasnych nogach i nie damy naciagnac sie nagabującym nas co kilka metrów kierowcom taksówek i tuk- tuk'ow. Na szczescie odleglosci nie sa duze...
Na początek spacer nad rzeka Chao Phraya, plynaco przez samo centrum. Rzeka jak rzeka, ale na jej brzegach znajduje sie kilka ciekawych miejsc. Bardzo podobal mi sie obrazek w parku Santichaiprakhan, gdzie na podtopionym powodzia trawniku dzieciaki urzadzily sobie kąpielisko.
Warto także przejsc sie wspomnianymi wcześniej waskimi uliczkami w dzielnicy Ratchadamnoem, która sąsiaduje z rzeka.
Na koniec dnia zostawiliśmy sobie swiatynie: Saphan Phao i Loha Prasta. Obie, oglądane po zmroku, maja niesamowity klimat (Ciemno robi się okolo 17, wiec o zmrok nie jest tu trudno:-) oraz Golden Mount (Phukhao Thong Wat Sakhet). Ostatnia swiatynia znajduje sie na wzgórzu, otoczonym murami twierdzy, w dluz których ciągnie się targowisko. Do swiatyni wspinamy sie kamiennymi schodkami, przez sztucznie zaaranżowana dżungle, a z nami setki pielgrzymów. Niesamowite wrażenie zrobił na nas dzwiek dzwonów, dzwonkow i gongów, które nie milkna, uderzane co sekundę przez kolejna osobę wspinająca się na gore.
Pora na prysznic i pakowanie. Jutrzejsza noc spędzimy na lotnisku wiec dzisiejsza toaleta musi nam wystarczyć na 2 dni. To znaczy, ze zaczyna się podroż:-)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz