wtorek, 27 grudnia 2011

Mae Salong, herbaciane plantacje


Z dzieciakami z plemienia Lishu
Po świątecznej przerwie w podróży, dzisiaj wstaliśmy wcześniej i jedziemy w kierunku Złotego Trójkąta, regionu na pograniczu Tajlandii, Birmy i Laosu, który przed kilku laty był wciąż największym zagłębiem produkcji opium w tej części świata. Góry i dżungla były doskonałym schronieniem dla narkotykowych karawan, kursujących pomiędzy krajami, handlujących także bronią i kruszcami. Dzisiaj, jest to jeden z bardziej znanych regionów Tajlandii, a handel opium został prawie zupełnie zlikwidowany, ale mimo to zła sława i dziewicza przyroda przyciągają turystów jak lep. My dodatkowo mamy tam do załatwienia sprawę z przekraczaniem granicy, co przedłuży nasze pozwolenie na pobyt. Zanim jednak tam dotarliśmy, zatrzymujemy się w Mae Salong. Jest to mała miejscowość, gdzie osiadło wiele rodzin o chińskich korzeniach, uchodźców z Chin. Czuć to w powietrzu, w zapachu herbaty sprzedawanej na ulicy i w małych herbaciarniach. Jest to także miejsce, gdzie plemiona zamieszkujące górskie wioski handlują swoimi wyrobami, warzywami, orzechami i owocami.
Akademia Pana Kleksa
Kolacja- buleczki na parze
Natchnieni chińską atmosferą, dalszą trasę obieramy boczną drogą, jak się potem okazało, już nieistniejącą. Początkowo jedziemy wśród tarasów herbacianej plantacji, ale droga szybko zmienia się w ścieżkę, mocno stromą i mocno zarośniętą. Wszyscy lubimy takie wyzwania i nie mamy zamiaru się wycofać, zwłaszcza, że zjechaliśmy z tak stromego wzgórza, że chyba już nie jest to możliwe. Zapał ostudziła nam rzeka, której przekroczenie na motorach było prawdziwym wyzwaniem. Błądząc, przedzierając się przez bambusowe chaszcze, zawracając i wypróbowując kolejne ścieżki, po 4 godzinach dotarliśmy do punktu wyjścia. Odetchnęłam z ulgą, bo wskaźnik poziomu benzyny zaczynał już niebezpiecznie zbliżać się do zera, a nie mieliśmy także nic do jedzenia i niewielki zapas wody, zbyt mały aby spędzić noc w górach. Spać idziemy w wiosce Thoet Tai, objedzeni bułeczkami gotowanymi na parze z nadzieniem z kurczaka. Pychota!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz