poniedziałek, 31 października 2011

Jedną nogą w drodze

Jest Halloween, za równo w kalendarzu, jak i w domu oraz za oknem. 
Koszyk ze słodkościami
Kilka dni temu w końcu wyruszyliśmy w stronę Azji, jednak póki co utknęliśmy w Measham, UK. Dzięki temu mamy okazję zobaczyć jak wygląda prawdziwe Halloween. Pomimo chaosu, jaki panuje w "naszym domu" (w zasadzie to dom ten od niedawna należy do Sławka i trójki jego znajomych, ale mieszka tu nieokreślona liczba osób, co godzinę ktoś wpada na kawę, bez przerwy ktoś odsypia nocną zmianę; do tego wszystkiego dochodzi gruntowny remont, co oznacza, że garnki są w ogrodzie, lodówka na patio, a w salonie brakuje podłogi itd.) Ania (jedna z prawowitych mieszkanek domu) przygotowała koszyk pełen słodyczy dla małych potworków, które po zmroku zadzwonią do drzwi. Same słodycze też bywają upiorne, np czekoladki w kształcie gałki ocznej, z wymownie przekrwionymi białkami i popękanymi żyłkami. 
My, dostaliśmy zaproszenie do wzięcia udziału w dorocznym tournee po domach sąsiadów, w roli eskorty najmłodszych polskich mieszkańców Measham. Zapowiada się ciekawie, zwłaszcza, że już od kilku dni domy w sąsiedztwie wyglądają coraz bardziej upiornie, z kościotrupami w oknach i lampionami z dyni w ogrodach. Całe to zamieszanie pozwala nam zapomnieć na chwilę o podróży, pakowaniu i testowaniu sprzętu. Chyba jednak przede wszystkim pozwala nie martwic się sytuacją w Bangkoku, która w ostatnich dniach była nieciekawa. Podobno szaleje tam powódź i nie mamy pewności czy nasz samolot w ogóle odleci, a nawet jeśli tak, to nie wiemy co dalej. Postanowiliśmy zrobić porządne zapasy wody pitnej i jedzenia, na wypadek gdyby przyszło nam czekać 4 dni, na lot do Birmy, na lotnisku. Zabieramy ze sobą cztery różne patenty na odkażanie wody, także nie powinniśmy uschnąć z pragnienia. Byle tylko dotrzeć do celu. W końcu 7 listopada jesteśmy umówieni z Ingą i Konradem w Bago, 80 km od Yangon (Birma) i nie możemy nie stawić się na umówionym miejscu. Zwłaszcza z uwagi na brak możliwości komunikacji (brak sieci komórkowej i internetu).

środa, 5 października 2011

i po co to wszystko..?

Długo zastanawiałam się czy w ogóle warto i czy w podróży jest czas i chęci na pisanie bloga... Jak widzicie, w końcu podjęłam decyzję.
Będzie to blog o mnie, o Antku, o naszych podróżach i przyjaciołach, którzy nam towarzyszą. Niektóre miejsca i zdarzenia nie zasługują na zapomnienie, a ja mam zamiar tego dopilnować. 
Trzymajcie kciuki za naszą azjatycką wyprawę.