Kolejny dzień w wielkim mieście
rozpoczęliśmy bardzo leniwie, od niespiesznego spacerku po ogrodzie
botanicznym. Jest to ogromny, gigantyczny obszar zieleni, gdzie znaleźliśmy
zakątek z lasem deszcowym, ścieżke kaktusową, szklarnię z drzewkami bonsai,
jeziorko z łabędziami, żółwiami i innymi stworzeniami itd.
Po trzech godzinach
udało nam się doczłapać z jednego końca na drugi i dostać na sławną Orchard Road,
gdzie zgormadzono niepoliczalną armię centrów handlowych, galerii, butików itp.
Nam zależy na znalezieniu Opera Musem, co w tym labiryncie nie jest łatwe, ale
jednak możliwe. Zaintrygowała nas tam wystawa sztuki współczesnej, choć Antek
miał wątpliwości gdzie kończy się kicz, a zaczyna sztuka. Mimo to warto było
nałykac się trochę kontrowersji i kontrastów po tych wszystkich tradycyjnych
wyrobach z wczorajszego muzeum kultur azjatyckich. Udało nam sie przyskrzynic
takze oryginalnego Chagala, więc wypad zaliczam do udanych.
Kolejne godziny
spędzamay w hinduskiej i arabskiej dzielnicy. Czujemy sie tu trochę normalniej.
Życie nabiera barw, na ulice wydobywa się zgiełk kawiarni i sklepików, ludzie
przebiegają przez jezdnię w niedozowolonych miejscach! Myślę, że właśnie tutaj
plastikowy singapurski teatrzyk zaczyna uchylać kurtynę i pokazywac swoej
drugie oblicze.
Na koniec serwujemy sobie nocną panoramę
miasta nad zatoką. Nie będę tego opisywać, to tzreba zobaczyć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz