środa, 8 lutego 2012

Singapur c.d.


Kolejny dzień w wielkim mieście rozpoczęliśmy bardzo leniwie, od niespiesznego spacerku po ogrodzie botanicznym. Jest to ogromny, gigantyczny obszar zieleni, gdzie znaleźliśmy zakątek z lasem deszcowym, ścieżke kaktusową, szklarnię z drzewkami bonsai, jeziorko z łabędziami, żółwiami i innymi stworzeniami itd. 

Po trzech godzinach udało nam się doczłapać z jednego końca na drugi i dostać na sławną Orchard Road, gdzie zgormadzono niepoliczalną armię centrów handlowych, galerii, butików itp. Nam zależy na znalezieniu Opera Musem, co w tym labiryncie nie jest łatwe, ale jednak możliwe. Zaintrygowała nas tam wystawa sztuki współczesnej, choć Antek miał wątpliwości gdzie kończy się kicz, a zaczyna sztuka. Mimo to warto było nałykac się trochę kontrowersji i kontrastów po tych wszystkich tradycyjnych wyrobach z wczorajszego muzeum kultur azjatyckich. Udało nam sie przyskrzynic takze oryginalnego Chagala, więc wypad zaliczam do udanych. 
Kolejne godziny spędzamay w hinduskiej i arabskiej dzielnicy. Czujemy sie tu trochę normalniej. Życie nabiera barw, na ulice wydobywa się zgiełk kawiarni i sklepików, ludzie przebiegają przez jezdnię w niedozowolonych miejscach! Myślę, że właśnie tutaj plastikowy singapurski teatrzyk zaczyna uchylać kurtynę i pokazywac swoej drugie oblicze.
 Na koniec serwujemy sobie nocną panoramę miasta nad zatoką. Nie będę tego opisywać, to tzreba zobaczyć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz