niedziela, 5 lutego 2012

Melaka my love :-)


Melaka, to nasz ostatni przystanek na zachodnim wybrzeżu Malezji. Ostatni, ale nie najsłabszy. Wręcz przeciwnie. Miasto nas oszałamia i intryguje na tyle mocno, że postanawiamy spędzić tam chwilę dłużej. Jest to miasteczko, które kiedyś było istotnym portem na azjatyckich szlakach handlowych. Wpływały tu kompanie indyjskie, statki europejskich kolonizatorów i okręty wiozące herbatę i opium z Chin. Port tętnił zyciem, a kolejni władcy i bogacze walczyli o tutejsze wpływy. Dowodem ttych międzynarodowych rzepychanek jest architektura miasteczka, która stanowi wilobarwny kolaz. Część miasteczka jest typowo chińska. Bardzo stare domki, ze sklepikami na parterze i duzymi oknami na piętrze, ustawione w wąskich uliczkach. Drobni sprzedawcy, fryzjerzy i właściciele herbaciarni, to właśnie Chińczycy. Kilka przecznic dalej wznoszą sie solidne, wymurowane z czerwonej cegły portugalskie budowle. Kościół katolickii, kilka domków i duży budynek, który być może służył dawnej jako spichlerz. Czuć w nich europejskiego ducha, ale wyraźnie można je odróżnić od brytyjskich, bialutkich kolonialnych domków i rezydencji. 

Wszystko to utrzymane jest w doskonałym stanie i zakonserwowane razem z panującym tu niegdys klimatem. Mam wrażenie, że kiedy zamkne oczy usłysze nawoływanie marynarzy w porcie.

Do tego wszystkiego odkrywamy w końcu malezyjskie rękodzieło i wyroby artystyczne. Jest tu tego sporo i nie możemy się oprzeć kupieniu kilku drobiazgów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz